7.08.2012

Być turystą w swoim mieście

   Średnio to lubię. Możliwe, że dlatego, że gdy już stoję z aparatem przy oku przed - przykładowo - Kościołem Mariackim i Przymierzam Się Do Zdjęcia (ale do czego tu się przymierzać właściwie, przecież wiadomo, że Kościół Mariacki dobrze się fotografuje z kilku wybranych miejsc, a z całej reszty nieco gorzej, więc wtórne to będzie, ach, jak wtórne, więc może by z innego miejsca, ale z innego to już nie to, już się kadr sypie, ale jakby chociaż trochę inaczej...), wiec kiedy już stoję, to z siłą wodospadu dociera do mnie, że otacza mnie tłum ludzi i wszyscy, podobnie jak ja, celują obiektywami w ten sam punkt. Turyści wszelkich nacji uzbrojeni w kamery i wielkie cyfrowe lustrzanki, koloniści uzbrojeni w kompakty i komórki, pewna ilość fotografów z zamiłowania i wśród nich ja. Problem polega na tym, że absolutnie nie czuję jakiejś mistycznej wspólnoty płynącej z tego, że wszyscy razem, tu i teraz, gapimy się na to samo przez zestaw soczewek. Raczej zaczynam się czuć niezręcznie, przypomina mi się setka przeglądniętych albumów o Krakowie i opublikowane w nich dowody na to, że na przestrzeni lat całe mnóstwo profesjonalnych fotografów stało z grubsza w tym miejscu, w którym ja teraz stoję i jest całkiem prawdopodobne, że efekty ich pracy były lepsze, niż mojej. A później widzę pewien aspekt komiczny sytuacji; oto przykład współczesnych stadnych zachowań homo sapiens.
   Ale co tam, mogą turyści, mogę i ja.

 











 Smutny profesor z Ogrodu Profesorskiego przy Collegium Maius.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...